Kołdry z tradycją

kołdra

Kultywowanie tradycji rodzinnych to rzecz piękna. Wspaniale jest też móc przekazywać je kolejnym pokoleniom. Wspaniała to rzecz i ważna, bo właśnie tradycje rodzinne w dużej mierze stanowią o naszej tożsamości. A nie są one jedynie przyczynkiem do snucia opowieści zaczynających się od „U nas w domu od zawsze…” czy „W mojej rodzinie od pokoleń…”, którymi raczymy znajomych i przyjaciół.

Możliwość wzbudzania zazdrości u osób nie mogących się pochwalić tak głębokimi korzeniami, choć może być całkiem przyjemna, nie jest największą zaletą posiadania rodzinnych tradycji. Tradycje rodzinne mogą mieć także dużo bardziej praktyczne znaczenie i zastosowanie. Na przykład przy tworzeniu i prowadzeniu własnego biznesu. Dlatego też sukces, jaki odniosły zdobywające przebojem rynek Kołdry Ludwika, może dziwić specjalistów od marketingu, ale na pewno nie dziwi osób znających historię rodziny właścicielki marki, pani Anny.

kołdra

Ludwika, prababcia Anny

Rodzina pani Anny wywodzi się z okolic obejmujących dzisiejszy powiat Pierzyny, znanych przynajmniej od początku XIX wieku z hodowli drobiu, przede wszystkim gęsi i kaczek. Już nazwy leżących tam miejscowości mówią wiele: Kacze Doły, Gęsię Stawy, Pierza Wielkie czy Puchy Małe. Nie była to jedynie hodowla na potrzeby własne czy najbliższej okolicy. Drób eksportowano do krajów dzisiejszych Niemiec, głównie Saksonii. O skali tego procederu może świadczyć to, że do dziś, choć dawno utraciliśmy status znaczącego producenta, w Niemczech mówi się o tradycyjnie podawanej w dzień św. Marcina gęsi polska gęś.

Ważnym też towarem było kacze i gęsie pierze. Jego doskonała jakość sprawiała, że było ono cenione i pożądane nie tylko w Polsce. W muzeum regionalnym w Pierzynach znajdziemy dowody, że już w początkach XVIII wieku duże ilości puchu spławiano Wisłą do Gdańska, a stamtąd dalej na zachód. Podobno nawet angielska królowa Wiktoria zażywała snu pod pierzynami z tego puchu. To pewnie tylko legenda, choć całkiem prawdopodobna. Istnieją źródła potwierdzające zakup ogromnych ilości pierza na potrzeby dworu carycy Katarzyny Wielkiej. Skoro więc dwór rosyjski, to czemu nie i angielski. A może też Wersal?

kołdra

To czasy wręcz zamierzchłe. Przenieśmy się więc w nam bliższe, w których odnajdziemy prababcię pani Anny, Ludwikę. Jest rok 1915. Młoda Ludwika szykuje wyprawę ślubną przed niedalekim zamążpójściem. W okolicy tradycją było, że panna młoda w wianie wnosiła puchową pierzynę oraz stos poduszek i właśnie szyciem takowych zajmowała się wtedy Ludwika. Niestety, czas był wojenny, hodowla, choć własna, bardzo przetrzebiona i trudno było zgromadzić odpowiednią ilość pierza. Termin ślubu się zbliżał i jakoś ten problem trzeba było rozwiązać. I pani Ludwika go rozwiązała! Zamiast kopiastej pierzyny uszyła nowomodną, wymagającą mniejszej ilości puchu kołdrę, o której słyszała któregoś razu będąc w Pierzynach na targu.

Tradycji stało się zadość, ślub się odbył i tylko teściowa, z domu nomen omen Kocyk, kręciła nosem na Ludwiki kołdrę. Do czasu, bo szybko przekonała się o jej zaletach. Nie minęły trzy miesiące i sama zapragnęła mieć takową. I nasza Ludka taką jej uszyła. Kołdrę teściowej zobaczyła sąsiadka i tak poszło. Posypały się kolejne zamówienia. Oczywiście ręczne szycie kołder jest pracochłonne i o jakiejś szerszej produkcji mowy tu nie ma. Ale było to zapewne znaczące uzupełnienie dochodów z gospodarstwa. Zwłaszcza, że z czasem wsparła Ludwikę w krawieckim rzemiośle córka Genowefa. Ta z kolei nauczyła szyć kołdry mamę Anny, panią Janinę.

kołdra

Pani Janka wyjechała do szkół do miasta i tam już została. Zdobyła wykształcenie, podjęła odpowiedzialną pracę, założyła rodzinę i wydawało się, że tradycja szycia kołder w rodzinie zaniknie. Nic podobnego! W czasach gospodarki permanentnych braków i niedoborów umiejętność szycia kołder bardzo się przydała. Zwłaszcza, że rodzinne kontakty zapewniały dostęp do deficytowego surowca. Szyte wieczorami przez panią Janinę kołdry sprawiły, że jej rodzina powszechnie uważana była za najlepiej wyspaną w całym mieście. A i znajomi i przyjaciele pani Janki na jakość snu nie narzekali.

Przyszła zmiana ustroju, gospodarka znormalniała i chałupnictwo w rodzaju ręcznego szycia kołder straciło racje bytu. Samo szycie może tak, ale nie tradycja i wiedza zdobyta przez trzy pokolenia. Najmłodsza córka Janiny, właśnie Anna, po zrażeniu się do pracy w korporacji, postanowiła pójść na swoje i założyć własny biznes. Wybór mógł być jeden. Powstał sklep internetowy z kołdrami i pościelą. Pani Anna nie poprzestała jednak na handlu sprowadzaną z Azji masówką. Stworzyła według najlepszych, wypracowywanych przez ponad sto lat przez jej rodzinę wzorców własną linię kołder, nazwaną na cześć prababci Ludwiką. I powiedzcie sami, czy kołdry których jakość wypracowywały cztery pokolenia mogły nie odnieść sukcesu?